28 grudnia 2015
Tomek Mackiewicz rozpoczął aklimatyzację przed szóstą zimową próbą wejścia na Nanga Parbat.
– Przyciągnęło mnie tu poczucie niedokończonej sprawy – wyznaje himalaista.
Początek.
Nanga Parbat, w Himalajach Zachodnich (8126 m n.p.m.) to drugi obok K2 (8611 m n.p.m.) dotąd niezdobyty zimą ośmiotysięcznik. Nagą Górę, od kilkudziesięciu lat, próbują zdobyć himalaiści z całego świata. Największą przeszkodą są bardzo trudne warunki pogodowe. Tzw. okna są bardzo krótkie, trwają po kilkanaście do kilkudziesięciu godzin, potem pogoda nagle się załamuje, wieją bardzo silne wiatry. Góra zabrała już ponad 60 istnień.
Swoją przygodę z Nagą Górą, Mackiewicz rozpoczął w już w 2011 roku. Wtedy wspólnie z Markiem Klonowskim wspinał się po raz pierwszy, by później każdej zimy wyruszać na ten szczyt, pokonując kolejne przeszkody i sięgając coraz wyżej. - Nie lubię poczucia niedokończonych spraw, a ta nie daje mi spokoju – tak Tomek komentuje swoją determinację. Z drugiej strony przyznaje, że Himalaje mają w sobie niesamowity magnetyzm, przez który himalaiści wracają w te góry.
Od 18 lat, od czasów Zbigniewa Trzmiela i Krzysztofa Pankiewcza (ekspedycja pod kierownictwem Andrzeja Zawady, zima 1996/97) powyżej 7 tysięcy metrów był na tej górze Tomek Mackiewicz, samotnie trzy lata temu podczas słynnych kilku nocy w norze śnieżnej, wraz z Davidem Goettlerem, partnerem Simone Moro – dwa lata temu, oraz rok temu razem z Elisabeth Revol.
U szczytu
Ubiegłoroczna wyprawa Mackiewicza i francuskiej himalaistki Elisabeth Revol zakończyła się dużym sukcesem. Chociaż ekipa miała apetyt na więcej. Weszli na 7800 metrów, ustanawiając zimowy rekord. Jak sami przyznają, przed wejściem na szczyt, powstrzymał ich zdrowy rozsądek. Po wyczerpującej wspinaczce, byli prawie u celu, jednak okno pogodowe, z którego korzystali, kończyło się. Odczuwalna temperatura wynosiła minus 40 stopni i gwałtownie spadała przy nasilającym się wietrze i opadach śniegu. Nie chcąc ryzykować utraty orientacji w terenie ani bagatelizować zagrożenia, jakie powodują ukryte pod śniegiem szczeliny, musieli się wycofać. Tylko trzeźwe myślenie może uratować życie w Himalajach – bez żalu podsumowuje Tomek.
Ostatnia szansa
W tym roku polsko – francuska ekipa powraca na ten sam szlak, którym rok temu udało się dojść tak wysoko. To północno – zachodnia ściana Diamir, którą wejdą na Drogę Messnera. Tomek i Elisabeth tworzą bardzo zgrany zespół. Polak jest pełen uznania dla umiejętności Francuski, która mimo drobnej postury, doskonale wspina się w stylu alpejskim. - Tak będziemy wspinać się też w tym roku, bez zakładania pośrednich obozów, tylko z lekkimi namiotami – zdradza Mackiewicz.
Przygotowania do Nanga Ligth 2015/2016 trwały 6 miesięcy. Aklimatyzacja miała rozpocząć się już w listopadzie. Niestety, budżet wyprawy wymagał uzupełnienia. Mackiewicz prowadził zbiórkę pieniędzy poprzez crowfunding – internetowy projekt umożliwiający dużą liczbę niewielkich wpłat. Zaangażowanie ludzi było ogromne i przyniosło świetne efekty. Jednak do zamknięcia budżetu nadal sporo brakowało. O prozaicznych zmaganiach himalaisty dowiedziała się spółka Energia dla firm S.A., największy, niezależny sprzedawca energii elektrycznej. Energetyczna pomoc pozwoliła uzupełnić budżet ekspedycji. Dzięki Energii jesteśmy dziś w Chilas, a już wkrótce na Nandze – cieszy się Tomek. Dziękujemy za zaangażowanie wszystkim, tym indywidualnie wpłacających każdą, nawet najmniejszą kwotę, sponsorom sprzętu wspinaczkowego i naszemu głównemu fundatorowi Energii dla firm S.A. To pokazuje, że projekty takie jak nasz budzą zainteresowanie ludzi i odpowiadają na ich potrzebę wspierania ambitnych idei – podkreśla himalaista. Akcja społeczna pomogła zrealizować marzenie Tomka, by jeszcze raz sięgnąć po ten niedostępny zimą szczyt. Jego pasja jest bardzo kosztowna i niewielu himalaistów stać na realizację wypraw z własnych środków. Tym bardziej pomoc wszystkich, dzięki którym Nanga Light 2015 / 2016 doszła do skutku jest nie do przecenienia. Wszyscy darczyńcy wierzą, że tym razem od szczytu nie odseparuje Tomka tzw. rzut kamieniem.
Elisabeth uporała się z problemami wizowymi i w piątek 11 grudnia dotarła do Islamabadu. Stamtąd od razu ruszyła do Chilas, gdzie Tomek oczekiwał na nią wraz z trzecim członkiem ekipy Arslanem Ahmedem. Ekipa od soboty – 12 gudnia czekała na pozwolenie dostania się pod Nangę - Ministerstwo Turystyki Pakistanu wydaje takie pozwolenia każdej ekspedycji. Chilas od bazy pod Nangą, po stronie Diamir dzieli kilkadziesiąt kilometrów. Tę drogę ekipa musi przebyć w eskorcie uzbrojonych policjantów – tak stanowi miejscowe prawo. Oprócz tego himalaiści muszą wynająć tzw. porterów, czyli tubylców, którzy z pomocą osłów jucznych przetransportują ich ekwipunek do bazy. Temperatury na Nanga Parbat w tym tygodniu będą oscylować w granicach -38 stopni Celsjusza. Siła wiatru wyniesie nawet 65 km/h. Prognozowane jest umiarkowane zachmurzenie.